Na czterech Międzynarodowych Pogórzańskich Plenerach Rzeźbiarskich gościliśmy już 20 artystów rzeźbiarzy z Polski, Białorusi i Ukrainy. Przedstawiamy sylwetki trzech rzeźbiarzy, którzy w tym roku byli w Tuchowie po raz pierwszy, oraz artystę, który gościł na tuchowskim plenerze trzeci raz.
(Opracowanie: Elżbieta Moździerz)
„Muszę się przegryźć przez informację na temat rzeźby, poczytać…”
MIECZYSŁAW GŁUCH l. 62
Pochodzi z Makowa Podhalańskiego.
Jest emerytowanym chorążym pożarnictwa.
Przez 11 lat pracował w ZSRR, najpierw w Chmielnickiej Elektrowni Atomowej, a potem przez 2 lata
wykonywał prace konserwatorskie na słynnych cmentarzach, Łyczakowskim i Obrońców Lwowa, za co otrzymał Krzyż Obrony Lwowa.
Jest założycielem Babiogórskiego Stowarzyszenia Twórców Kultury, któremu przewodniczy.
Posiada autorską galerię w Makowie Podhalańskim, która jest równocześnie placówką „Eko Muzeum Babia Góra”.
Jest organizatorem jak dotychczas 18 plenerów – najczęściej mieszanych rzeźbiarsko-malarskich (Maków Podhalański, Opalenica, Sucha Beskidzka, zimowe na stoku narciarskim w Nowym Targu).
Nie posiada rzeźbiarskich tradycji rodzinnych.
Zaczął rzeźbić przez przypadek: Będąc w wojsku zgłosił się na ochotnika do wykonania rzeźby orła, gdyż można było za to otrzymać 3 dni urlopu. Jak zwykle zawiniła kobieta – żartuje.
Tworzy tematykę sakralną oraz kobiety grające na instrumentach muzycznych, skrzypcach, wiolonczeli.
Lubię, żeby była widoczna dynamika – każda moja rzeźba jest ‘pokręcona’.
Jednak najchętniej wykonuje rzeźby w stylu modernistycznym.
Rzeźby traktuje jak swoje dzieci, dlatego zawsze prosi o przygotowanie środków konserwujących i sam wykonuje impregnację – nawet sześciokrotną, dopóki drewno wciąga preparat.
O tuchowskim plenerze:
W Tuchowie jest po raz pierwszy: Mogłem tutaj być już 3 razy, ale terminy tego pleneru zazębiały się z tymi, które sam organizowałem w Makowie. W końcu Kaziu (Karwat) powiedział, że nie muszę w Tuchowie być 2 tygodnie, więc przyjechałem na kilka dni.
Wyrzeźbił w lipowym drewnie skrzypaczkę.
Uważa, że nie ma rywalizacji, gdyż każdy realizuje zamówiony temat, więc nie może zanadto fantazjować.
Nie lubi początkowej fazy tworzenia rzeźby: Dopóki nie mam tej pierwotnej bryły, to praca jest męcząca. Trzeba naprawdę dobrze pomyśleć, aby nie wyszła pokraka.
Za to przyjemny jest dla niego moment końcowy powstawania rzeźby: Gdy się widzi, że praca jest udana i w dobrym materiale, wtedy jest moment drobnej przyjemności.
Twierdzi, że rozmowa z powstającą rzeźbą to skomplikowany problem psychiczny.
Ponadto:
Ma lekkie i z przymrużeniem oka podejście do swojej pracy i siebie samego, dlatego rzeźbienie traktuje jako rozrywkę, bo to jest praca nudna i męcząca, więc rzeźbię to, co mi w duszy gra.
Najbardziej zadowolony jest z modernistycznej rzeźby „Macierzyństwo”, znajdującej się w miejscowości Złote Bory w Czechach.
Ciekawostka:
Nabywców rzeźb, które sam zaprojektował informuje o ilości ich powieleń.
Z sentymentem wspomina pobyt w b. ZSRR.
Specjalnie dla niego malarki na plenerach pisywały wiersze.
„Potrafię minusy drewna zamienić na plusy rzeźby”
ANATOLIJ TURKOW l. 63
Pochodzi z Kamieńca na Białorusi.
Zawodowo zajmuje się sztukami artystycznymi; rzeźbą i malarstwem.
Jest prezesem Stowarzyszenia Miłośników Kamieńca, Stowarzyszenia Miłośników Kultury Białorusi TUR, oraz członkiem Stowarzyszenia Artystów Białorusi.
Za swoją pracę został uhonorowany wpisem do Księgi Zasłużonych dla miasta Kamieńca.
Nie ma artystycznych tradycji rodzinnych, jedynie mama, jak wszystkie kobiety zawsze coś wyszywała, więc przy niej siedziałem z ołówkiem i rysowałem.
Maluje od dzieciństwa, a rzeźbą zajął się po rozpadzie ZSRR: Nauczyłem się rzeźbić w pracy, czyli w pracowni artystycznej – to nie problem, tylko inny materiał.
Wykonuje rzeźby z drewna, betonu, gliny, gipsu. Już nie chcę rzeźbić w kamieniu, bo to ciężka praca i niezdrowy pył.
Ulubionym drewnem jest dąb a tematem zarówno rzeźb jak i obrazów są zwierzęta: Całe życie mieszkam w puszczy…
Jako jedyny w swoim okręgu wykonuje grawerunek w sklejce brzozowej. W konkursie ogłoszonym przez prezydenta Białorusi na najciekawszy prezent, za pracę w tej technice zdobył 3 miejsce w kraju.
Uczestniczy prawie we wszystkich konkursach rzeźbiarskich organizowanych na Białorusi, a jest ich naprawdę dużo. Zwykle zajmuje tam pierwsze lub drugie miejsce.
Od 10 lat uczestniczy w wielu plenerach m.in. w Białymstoku, Wierzbicy – tutaj poznał Kazimierza Karwata i został zaproszony do Tuchowa.
W 2011 roku wykonał kobietę z książką, która obecnie umieszczona jest przy wejściu do tuchowskiego Domu Kultury. W 2012 roku wyrzeźbił kobietę z dzieckiem ( rzeźba stoi przy DK ). W tym roku powstała postać szewca: W Bielsku Podlaskim robiono walonki. Znałem cały proces ich produkcji, więc chciałem do tego nawiązać, ale Kazimierz (Karwat) powiedział, że w Polsce nie było tradycji produkowania walonek, więc ostatecznie wykonałem ‘polskie buty’.
O tuchowskim plenerze:
Już w pierwszym dniu pracy potrafi rozpoznać, czy będzie dobry poziom: Jak ktoś od razu robi szybko, to wiadomo, że wie co robi i będzie dobry poziom, a jak ktoś się długo męczy, to może być różnie.
Tegoroczny poziom pleneru ocenia jako normalny.
Rywalizacji nie dostrzega. Ona jest na konkursach rzeźbiarskich, które są organizowane np. w Czechach i Rosji.
Z rzeźbą nie rozmawia, ale zawsze się z nią komunikuje, gdyż w trakcie pracy czuje, co będzie dalej. ‘Gdy trzeba wykonać rzeźbę kobiety, wtedy nie robię oczami, ale rękami’.
Ważne jest dla niego, aby pozostawiona rzeźba dawała radość mieszkańcom.
Ponadto:
Dumny jest z dzieci. Córka po skończeniu uczelni została wykładowcą sztuk pięknych i malarstwa.
Największą satysfakcję dało mu samodzielne zaprojektowanie i wybudowanie domu. Zajęło mi to 13 lat, ale jest niepowtarzalny.
Ciekawostka:
W czasie, gdy jeszcze istniał ZSRR zajął drugie miejsce w całym kraju za wyrzeźbienie swojego miasta. Kamieniec był bardzo szczegółowo odwzorowany.
Wraz z Władimirem Czykwinem i Wiaczesławem Dorotko tworzą zgraną grupę białoruskich rzeźbiarzy, jeżdżącą wspólnie na plenery. Artyści poznali się w Polsce.
„Jeśli czegoś chcesz, to się nauczysz”
MIKOŁAJ SKLAR l. 64
Pochodzi z Ukrainy, ale mieszka w Grodnie na Białorusi.
Rzeźbi od dziecka, choć nie ma rodzinnych tradycji rzeźbiarskich.
Obecnie jest emerytem, posiadającym własną pracownię rzeźbiarską. Życie nauczyło mnie zawodu.
W swoim kraju otrzymał nagrodę „Mistrz 2002” a także zdobył liczne medale i dyplomy.
Rzeźbi w kamieniu, brązie, glinie, gipsie, jednak najchętniej w białoruskim dębie: Z drewnem jest cieplej pracować.
Ulubioną tematyką są portrety, postacie kobiece, rzeźby sakralne, a ostatnio koty. U nas się mówi: ‘Dlaczego potrzebne są koty? Dla dobroci’.
Uczestniczył w wielu plenerach (Białoruś, Litwa, Łotwa, Polska).
Swoje prace prezentuje na wystawach zbiorowych, a średnio raz na dwa lata ma indywidualne wystawy.
Przy każdej rzeźbie miewa odmienne odczucia. Lubię czuć, gdy dąb stawia swój opór, wtedy muszę go przekonać, że tak trzeba zrobić a nie inaczej.
W 2013 roku jest pierwszy raz na plenerze w Tuchowie.
Rzeźbi kobietę, która niesie na targ produkty ze swojego gospodarstwa. Oczywiście towarzyszy jej kotek, który ze strachu schował się pod spódnicę, ale ogonek wystawia, bo ma swój honor!
W trakcie pracy ma bezsłowny kontakt z rzeźbą, bo wszystko jest w głowie.
O tuchowskim plenerze:
Jego zdaniem organizacja to jedna rzecz, a za poziom postawiłby 4+ (w pięciostopniowej skali).
Uważa, że jest rywalizacja, choć nie wszyscy to pokazują: Przecież po to się zebraliśmy aby pokazać co umiemy. Bez rywalizacji nie będzie postępu.
Twierdzi, że na plenerach artyści zawsze mają dużą swobodę twórczą i wybór: Nawet gdybyśmy wszyscy musieli rzeźbić przykładowo kowala, to i tak mamy duży wybór – każdy go zrobi po swojemu.
Ponadto:
Lubi literaturę, głównie klasyków rosyjskich i białoruskich: Często i chętnie do nich wracam.
Nie ma rzeźby marzeń: Dzisiaj myślę, że najchętniej zrobiłbym ‘to’, a jutro, że coś innego.
Najbardziej zadowolony jest z rzeźb znajdujących się w muzeach w Grodnie, m.in. z ekumenicznego reliefu prezentującego główne religie świata.
Ceni tolerancję: Żona jest katoliczką a ja jestem prawosławny.
Córka ukończyła polską szkołę w Grodnie.
Ciekawostka:
W Małych Wasyliszkach, miejscowości, w której urodził się Czesław Niemen wyrzeźbił 2,5 metrową postać artysty. Niebawem rzeźbę, bez jego wiedzy usunięto. Chciałbym, aby ją na nowo postawiono.
„Rzeźbienie jest przede wszystkim pasją, a to nigdy nie męczy”
KAZIMIERZ ŚWIERCZEWSKI l. 60
Mieszka w Krakowie.
Jest absolwentem PLSP w Nowym Wiśniczu.
Odbył studia na ASP w Krakowie w Pracowni Rzeźby prof. Antoniego Hajdeckiego (twórcy m.in. pomnika marszałka Koniewa), oraz Pracowni Tkaniny Artystycznej prof. Stefana Gałkowskiego.
W tamtych latach dostać się na akademię to była wielka świętość, mnie to mobilizowało.
Jest doktorem habilitowanym ASP w Krakowie, oraz profesorem nadzwyczajnym Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Lubi pracować w każdym materiale, choć inspiruje go drewno: Drewno jest ciepłe, każde ma swoją historię. Staram się to wyeksponować.
Nie ma rodzinnych rzeźbiarskich tradycji, jedynie dziadek, pochodzący z kresów wschodnich posiadał artystyczną duszę i był muzykiem.
Kiedy był małym dzieckiem, ksiądz na religii zadał uczniom narysowanie Chrystusa. Bardzo to przeżywał, gdyż chciał wykonać piękny rysunek. Pomogła mu mama, prowadząc na papierze jego rękę z ołówkiem. Wtedy zaczęła się jego pasja artystyczna.
Rzeźbienie przyszło później. Pierwsze prace w miękkim pustaku powstały przy okazji egzaminu do liceum plastycznego.
W rzeźbie preferuje syntezę i stara się robić impresje w odniesieniu do form morficznych: Bóg stworzył wspaniałą naturę, która jest nieprześcignionym wzorem dzieła sztuki. My możemy jedynie podpatrywać, kopiować, inspirować się.
Lubi też rzeźbę figuratywną ale na tuchowskim plenerze wykonał dwie rzeźby morficzne, znacznie odbiegające stylem od rzeźb pozostałych uczestników.
Równolegle do rzeźby tworzy tkaniny artystyczne. Dobry grafik bierze ołówek i coś sobie rysuje nawet podczas luźnych rozmów. Ja mam taki sam system odnośnie tkaniny: Zaczynam w jednym miejscu i już mi to podpowiada, jak postępować dalej. Mogę pracować z zamkniętymi oczami.
W Tuchowie jest pierwszy raz. Nasz przyjaciel domu, rektor ASP, profesor Stanisław Rodziński miał siostrę Julię pochodzącą z Nawojowej. Ta kobieta, będąc równocześnie siostrą zakonną zginęła w obozie Stutthof, a potem została błogosławioną przez Jana Pawła II. Zawsze chciałem odwiedzić miejsca związane z tą osobą. Dziwnym trafem nazwa Nawojowa nieustannie myliła mi się z nazwą Tuchów. Gdy dowiedziałem się o plenerze rzeźbiarskim w Tuchowie to wiedziałem, że chcę tu być. Wierzę w znaczenie przypadku.
O tuchowskim plenerze:
Na plenerze pozostali rzeźbiarze patrzą na mnie i pytają. Nigdy nie mówi, że inni coś źle robią, ale zawsze zachęca do dalszej pracy, jak studentów na uczelni.
Nie wierzy, że praca na plenerze jest bezstresowa.
Docenia umiejętności innych twórców: Ja robiłbym piłą motorową cały dzień, a oni to samo potrafią zrobić w 2-3 godziny.
Prowadzi bardzo osobistą rozmowę z powstającą rzeźbą. Już sam profesor Rodziński powiedział, że to nic wstydliwego i choć o tym się nie mówi, to tak po prostu trzeba.
Ponadto:
Jest wzrokowcem – wychwytuje istotne elementy.
Zachwyca się podejściem żony do kwiatów w ogrodzie: Rozmawia z nimi jak z maleństwem.
Pozostaje pod wrażeniem rzeźb wykonanych przez osoby niewidome. Porównał to do czytania braillowskiego pisma: Jest modelunek przez dotyk. Dobrą rzeźbę nawet Michał Anioł kształtował dotykiem.
Ciekawostka:
Ma opinię „złotej rączki”. Od zawsze potrafił reperować radia, telewizory. Strzygł włosy szkolnych kolegów m.in. Cześka Dźwigaja (prof. Czesław Dźwigaj – wybitny rzeźbiarz, autor m.in. wielu pomników Jana Pawła II).