Rozmowa z Witoldem Argasińskim

Z Witoldem Argasińskim, pasjonatem i pisarzem ikon, który zainicjował sprowadzenie do Tuchowa fotograficznej repliki Tryptyku z Tuchowa rozmawia Elżbieta Moździerz.

E. M. – Skąd bierze się fenomen popularności ikon? Nawet ludzie bezwyznaniowi lubią je posiadać w swoich domach.
W. A. – Sądzę, że obecnie następuje odrodzenie ikony. Powstało wiele ośrodków, które kształcą chętnych do ich malowania zarówno na poziomie profesjonalnym jak i amatorskim. Nie tylko na Białostocczyźnie czy w Bieszczadach, ale także w Krynicy Górskiej znalazłem poplenerową wystawę prac ponad 40 malarzy z Polski, Ukrainy, Białorusi, Rumunii uczestników IX Międzynarodowych Warsztatów Ikonopisów, Nowica 2017.
Trzy lata temu trafiłem do Tarnowskiej Grupy Malarzy Ikon, której członkowie wykonują ikony amatorsko, ale pod okiem dobrej mentorki. Jest nią pani Beata Olszewska, która nie tylko ukończyła studia kierunkowe ale od wielu lat współtworzy krakowską grupę artystów Lumen działającą przy Chrześcijańskim Stowarzyszeniu Twórców Sztuki Sakralnej Ecclesia w Krakowie. Pod jej kierunkiem stawiałem pierwsze kroki. Korzystałem z jej pomocy np. przy wykańczaniu twarzy, co jest najtrudniejsze w ikonie, gdyż z wyrazu oczu, które są zwierciadłem duszy można wiele wyczytać.

Po tym, jak w Tarnowie zostałem wprowadzony w tajniki sztuki ikonowej, mogłem się odważyć na kurs prowadzony u krakowskich jezuitów na ul. Kopernika. Było tam kilkunastu uczestników kursu z różnych stron Polski. Wszystkim udostępniono materiały: deski, płatki złota, kleje, pędzle, pigmenty, medium. (Medium to emulsja żółtka jajka z białym, wytrawnym winem i kropelkami olejku goździkowego – to cała procedura, swoista poezja…) Ponieważ ikony powstają na zasadzie przekopiowania z pierwowzoru, to nie trzeba mieć aż tak wielkiego talentu, aby je tworzyć. Jednak należy posiadać umiejętność oddawania ducha pierwowzoru. Trzeba w tej pracy mieć dużo cierpliwości no i pokory. Dlatego nie jest żadną obrazą, jeżeli się powie, że ktoś jest doskonałym kopistą. Tak więc sam fakt, że istnieje duże zainteresowanie kursami pisania ikon jest dowodem na istnienie zapotrzebowania na tego typu sztukę.

Elena Kowalenko, pochodząca z Odessy uczestniczka tuchowskiego pleneru malarskiego „Sacrum” pobierała nauki pisania ikon u najwybitniejszego w ostatnich latach znawcy i twórcy tej sztuki, Jerzego Nowosielskiego (1923 – 2011). Pomimo ukończenia Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie ciągle powtarzała, że się uczy. Czy proces tworzenia ikon to nieustanna nauka?
Jerzy Nowosielski jest twórcą ikony współczesnej. Jako wybitny i uznany artysta mógł sobie pozwolić na eksperymenty twórcze z ikoną. Tak powstała ikona nowoczesna ale to już inny temat. Ja zgłębiam tajemnice ikony bizantyjskiej. Moja wiedza i umiejętności także się zmieniają. Kiedyś nawet irytowało mnie to, że trzeba być posłusznym pierwowzorom, gdyż na pierwszym etapie malowania ikon należy dosłownie iść ołówkiem po śladach pierwowzoru, a dopiero potem ten przerysowany wzór malować. Na początku malowałem stylem staroruskim proplasmos*, w którym zaczyna się od ciemnej plamy twarzy i nakłada na nią coraz jaśniejsze warstwy, aby wydobyć światło.
Rok później, gdy znalazłem się na kursie w Krakowie, ku mojemu zdumieniu, jezuita, ojciec Zygfryd Kot pokazał mi technikę diametralnie różną, ale tak samo docenianą. Nosi nazwę techniki membranowej i pozwala w niezwykle szybkim jak na ikonę czasie wykonać dzieło. Warto wspomnieć, że ze względu na zjawisko przenikania się kolejnych warstw pigmentów, tworzenie ikon w poprzedniej technice zajmuje kilkadziesiąt dni. W technice membranowej wykonuje się szkic czyli monochromatyczną podmalówkę a potem tylko nakłada się cieniutkie warstwy kolejnych kolorów. Czyli nie wychodzi się od ciemnej plamy, ale już na wstępie szkicując umbrą zieloną ciemną decyduje się cieniowaniem, gdzie będą jaśniejsze blaski i przenikające światło. Tych stref absolutnie niczym ciemnym się nie zapełnia.


Św. Jan Chrzciciel – ikona w fazie tworzenia: monochromatyczna podmalówka

Dopiero po kilku dniach, gdy kładzie się właściwe kolory można nakładać kolejne warstwy, ale tylko na zasadzie delikatnej mgiełki, czyli membrany. W ikonie obowiązuje zasada, że nie ma perspektywy, ani światłocienia. Żaden element ciała nie powinien rzucać cienia, gdyż promieniowanie pochodzi z wnętrza. Ikona jest niejako oknem, przez które widzimy osobę, najczęściej świętą. Niektórzy mówią, że są to bramy do niebios.
Podczas tuchowskiego wernisażu Sacrum rozmawiałem z różnymi artystami. Także z tymi tworzącymi w Kijowie, którzy brali udział w tuchowskim plenerze malarskim. Byłem zaskoczony, że ci artyści, którzy przecież pochodzą z terenów, gdzie ciągle jest żywa tradycja pisania ikon malują na przykład na drewnie bez podkładu a czasem na kamieniu, używają farb kryjących, nawet akrylowych. Uważam, że jeśli tylko to oddaje ducha zobrazowania tego, co widzimy za obrazem, to nie ma przeszkód, aby tak tworzyć. Jest to jednak odejście od powstałego przed wiekami kanonu tworzenia ikon. Rzeczywiście, pisanie ikon to przyjemność nieustannej nauki i zdobywania wiedzy. Cenię sobie spotkania z ludźmi, z którymi mogę podyskutować na temat pracy nad ikoną.

Urodzony w Tuchowie wybitny izraelski malarz Mordechaj Ardon (1896 – 1992) używał farb przez siebie wykonanych. Nie dlatego, że nie miał dostępu do farb tradycyjnych, ale poszukiwał własnych efektów. Bazę stanowiło jajko. Czy można powiedzieć, że bez jajka nie byłoby prawdziwej ikony?
Tak, jak najbardziej. Podobnie twierdzi jezuita ojciec Zygfryd Kot, który jest dla mnie autorytetem. Od niego dowiedziałem się, że istnieją kolory ziemi i kolory syntetyczne. Ojciec Zygfryd kolorów syntetycznych nie ceni zbyt wysoko, dlatego że one są nienaturalne, zbyt agresywne. Korzystanie z naturalnych minerałów jest znacznie cenniejsze. Ponieważ są to kolory ziemi, jest ich pełna gama. Niestety, już w tej chwili niektóre złoża mineralne wyczerpują się. Za kilka lat pewnych pigmentów w ogóle może nie być, albo będą bardzo drogie. Jeśli chodzi o medium, czyli po prostu jajko, to warto wiedzieć, że jest ono spoiwem, które można w różnych konfiguracjach stosować. Na przykład Aidan Hart* zaleca stosowanie mieszaniny takiej samej ilości żółtka i wina, zaprawionej kilkoma kroplami octu spirytusowego, który ma zapobiec rozwinięciu się flory bakteryjnej. Jednak można stosować też inne mieszanki. Wolno też dodawać żółci wołowej albo werniksu damarowego, który nadaje aksamitności. W grupie, do której należę stosujemy białe wino wytrawne, ponieważ ono jest odporne na zmiany. Do konserwacji emulsji z żółtka i wina używamy olejku goździkowego. Jakiś czas temu informacją dla mnie rewelacyjną było to, że ikony są niezwykle trwałe. Na kursie usłyszałem: Uważajcie, co robicie, bo te wasze prace mogą spokojnie przetrwać dwa tysiące lat. Farby olejne ciemnieją i nie ma na to ratunku. Syntetyczne tworzywa też sprawiają problemy. Natomiast ikony, które mają kilkaset lat nadal pięknie przemawiają kolorem. Choćby Tryptyk z Tuchowa, który znajduje się w Muzeum Narodowym w Krakowie, a jego fotograficzną kopię niebawem ujrzymy w wyremontowanych podziemiach Sokoła. Ma dokładnie 650 lat, a jego barwy wciąż przemawiają do człowieka, wywołując zdumienie, że w tamtych czasach Jan z Nysy, autor dzieła tak pięknie potrafił malować.
Inna sprawa, że kolory ziemi wymagają cierpliwości, gdyż są pracochłonne w stosowaniu. Minerały trzeba ręcznie ucierać, a po zmieszaniu z medium muszą w naturalny sposób sedymentować*. Dopiero potem, po oddzieleniu osadów, pozostałej części używa się jako właściwej farby. Nie jest to takie łatwe jak sięgnięcie po czysty pigment czy po tubkę gotowej farby.

Pablo Picasso (1881 – 1973) twierdził, że 5 lat uczył się malować jak Rafael (1483 – 1520), a potem całe życie uczył się malować jak dziecko. Wydaje mi się, że przy pisaniu ikon więcej jest ograniczeń niż swobody…
I tak, i nie. Trzeba wiedzieć, jak do tematu na przestrzeni wieków podchodzili ojcowie Kościoła. Był taki okres, nazwany ikonoklazmem*, w którym niszczono ikony, gdyż nie miały prawa pokazywać tego, co jest najświętsze. W VII wieku nikt nie mógł przedstawiać rzeczy niewyobrażalnych. Potem do głosu doszedł zdrowy rozsądek, że przecież Chrystus pojawił się w ludzkiej postaci: przyjął ciało i stał się człowiekiem. To jest istota naszej wiary. Jeżeli ludzie mogli widzieć i dotykać bóstwa, które stało się człowiekiem, to mają też prawo je namalować. Ten argument spowodował, że ikonoklazm ogłoszono jako herezję i odstąpiono od zakazu malowania boskich i świętych postaci.

W roku 777 podczas VII Soboru Powszechnego, zwanego też soborem nicejskim II stwierdzono: Malowanie ikon nie jest inwencją malarza, lecz przyjętym zwyczajem i tradycją Kościoła Katolickiego […] Ikonopisarz nigdy nie pozostaje jedynie kopistą. Kreatywność w żadnym razie nie jest źle widziana, choć powinna uzewnętrzniać się w granicach tradycyjnych reguł uznawanych przez Kościół.

W kolejnych wiekach ikony wychodziły głównie spod rąk duchownych, czyli osób, niejako do tego upoważnionych. Z jednej strony dobrze, że mamy pewne kanony, według których malujemy, ale ja teraz widzę, że dane wyobrażenie można różnie realizować. Artysta podczas tworzenia ikony też zostawia swój ślad, po którym można go poznać. Znowu wspomnę ojca Zygfryda, który dąży do tego, aby powstawały ikony w kanonie ściśle bizantyjskim, gdzie np. anioł ma surowe, przenikliwe spojrzenie.

Natomiast postacie na ikonach, które tworzyłem pod okiem artystki Beaty Olszewskiej w tarnowskiej pracowni mają spojrzenie łagodniejsze, bardziej osobiste. W granicach pewnych reguł można też zmieniać kolory. Jednak celem nadrzędnym jest wartość artystyczna.

Zapamiętałem dobrze słowa z kursu w Krakowie: ikona nie może być smutna. Dlatego nie można używać zbyt ciemnych kolorów, a już zupełnie nie wolno używać czerni. Wyjątkiem są sceny, gdy Chrystus zstępuje do otchłani. Rzeczą szczególnie trudną jest namalowanie twarzy postaci świętych czy aniołów w taki sposób, aby uszanować ich świętość. To nie może być dowolny, czy abstrakcyjny kształt.

Proszę wybaczyć, ale czy ciągłe malowanie twarzy świętych lub aniołów nie jest banalne? Jak uniknąć banalizacji ikony?
Uważam, że pisanie ikon jest na tyle piękne, że można to powtarzać w nieskończoność. Jednak temat powinien się zmieniać. Jak już wspomniałem, nie obrażę się, jeśli ktoś powie: jesteś dobrym kopistą. Im lepszym kopistą jestem, tym lepiej, bo nadrzędną wartością ikonopisania jest zgodność z pierwowzorem. Zresztą „ten pierwszy” będzie zawsze autorytetem, jak na przykład Teofan Grek*. Podobnie Andriej Rublow*, który przetworzył styl grecki na styl rosyjski. Pisanie ikon nie może się znudzić, bo zawsze można poszukiwać, w granicach tradycji. Dotychczas malowałem głównie twarze i postacie aniołów.

Obecnie maluję Jana Chrzciciela. To jest dla mnie bardzo wdzięczny temat, gdyż ten święty przy minimum atrybutów silnie oddziaływuje. Ma natchnioną twarz, rozwichrzone włosy, a ręce symbolicznie wskazują na tego, który idzie po mnie.
Równocześnie maluję ikonę świętego Piotra. Udało mi się znaleźć przedstawienie, gdy ten przyszły święty siedzi przy ognisku, a nad nim właśnie zapiał kur. Piotr jest przygnębiony, może zdumiony, bo w tym momencie pewnie uświadamia sobie istotę swego przeobrażenia, zgodnie ze słowami Jego Nauczyciela: zanim kogut piać przestanie, po trzykroć się mnie zaprzesz. Cieszę się, że ten temat wziąłem do realizacji, bo dotychczas nie widziałem ikony bardziej ekspresyjnej niż ta.


Św. Piotr – ikona w trakcie realizacji techniką membranową

Z czasem, gdy nabiorę większego doświadczenia, przejdę do postaci głównych, jak Chrystus czy Najświętsza Panna. Czyli zdobywanie kolejnych szczebli umiejętności tworzenia ikon też jest sposobem na uniknięcie banalizacji. Cieszę się, że się rozwijam.

Pośród wszystkich ikon Chrystus i Najświętsza Panna mają szczególne miejsce…
Przy tym najpoważniejszym temacie obowiązuje ikonopisarza ścisły rygor. Tylko te dwie ikony podpisywane są literami greckimi i nie wolno tego zmieniać. Chrystus opisywany jest literami „IC XC” (skrót greckich słów: „IHCOYC XPICTOC” – Jezus Chrystus), a Matka Boska „MP ΘΥ” (skrót od: „METER THEU” – Matka Boga).
W opisywaniu pozostałych ikon można używać dowolnego języka; pełnych wyrazów lub skrótów. Ja na jednej z ikon napisałem po angielsku „Angel Guardian”. Ikona ma przemawiać do osoby w jej języku, stąd użycie także języka polskiego jest jak najbardziej dozwolone.

Skoro ikony się pisze i jest to nieustanna nauka, to znaczy, że można je czytać i odnajdywać informacje ukryte w tych dziełach. Proszę o kilka wskazówek, jak należy „czytać” ikony.
Znawcy przedmiotu są przeciwni przedstawianiu osób świętych w sposób rzeczywisty. Nawet osoby, które były znane, jak siostra Faustyna czy Jan Paweł II nie mogą być przedstawione w realistyczny sposób. Zadaniem ikonopisarza jest wydobycie tego, co spowodowało, że ta osoba została uznana za świętą, czyli ukazanie momentu jej przebóstwienia. Z twarzy świętych musi bić światło wewnętrzne. Wszystkie elementy są temu podporządkowane: gesty, rysy twarzy o ściśle określonych proporcjach, rytm, brak światłocienia, odwrócona perspektywa.
W tradycji ikonowej nie jest ważne to, co zostało przedstawione, ale jak. Czyli można namalować osobę świętą na modłę świecką, ale trzeba jej nadać wyraz uduchowienia, bo przebóstwienie to cel, który Bóg wyznaczył człowiekowi. Ikona ma nas prowadzić do ideału świętości.

Czy średniowieczny Tryptyk z Tuchowa autorstwa Jana z Nysy jest ikoną, czy jedynie nawiązuje do ikony?

Dzięki temu, że zacząłem malować ikony, trafiłem w Krakowie na Tryptyk z Tuchowa, który jest eksponowany w muzeum Erazma Ciołka na ulicy Kanoniczej. Ponieważ nauczyłem się rozpoznawać styl bizantyjski zauważyłem, że jest to inna forma ikony, ale ma to samo tworzywo, temperę jajową na podkładzie kredowym. Posiada wszystkie jej atrybuty: wysmukłe postacie, których proporcje ciała zostały zmienione, aureole, szaty malowane bardzo oszczędnie, nie posiada perspektywy, należy do malarstwa tablicowego. Myślę, że Tryptyk z Tuchowa może być nazwany ikoną w stylu łacińskim. Ten typ obrazu przywędrował do nas z basenu Morza Śródziemnego wraz z liturgią łacińską. Dobrze się stało, że Tryptyk z Tuchowa w swojej kopii powrócił na stałe do miasta, gdzie był czczony przez cztery wieki.
Pamiętam słowa krakowskiego jezuity: dzisiaj potrzeba nam „świętych obrazów” by uświęcały naszą wyobraźnię wiary, by stawały się naszą przestrzenią ewangelizacji – ewangelizacji naszych serc i naszych zmysłów.

Z Witoldem Argasińskim rozmawiała Elżbieta Moździerz
Tuchów, 11 lutego 2019 r.

[su_note note_color=”#dcdcdc” text_color=”#000000″]Witold Argasiński urodził się w Lubaczowie w woj. podkarpackim. Zdobyte wykształcenie politechniczne i pedagogiczne wykorzystywał w pracy zawodowej i samorządowej w swoim mieście rodzinnym. Zdolności malarskie odziedziczył po dziadku. Obecnie na emeryturze mieszka w Tuchowie.[/su_note]

*Proplasmos – znana od 500 lat technika pisania ikon polegająca na przechodzeniu od ciemności do jasności.
*Aidan Hart – ur. w 1957 roku w Anglii autor najlepszego współczesnego podręcznika do nauki pisania ikon.
*Sedymentacja – proces opadania i odkładania zanieczyszczeń w cieczy w celu jej oczyszczenia.
*Ikonoklazm – (inaczej obrazoburstwo). Ruch religijny w wiekach VIII i IX zwalczający kult obrazów sakralnych.
*Teofan Grek (1340 – 1415) – malarz bizantyjski. Działał w Konstantynopolu, później w Nowogrodzie Wielkim i Moskwie.
*Andriej Rublow (1360 – 1430) – ruski mnich. Jest uważany za najwybitniejszego przedstawiciela moskiewskiej szkoły pisania ikon.