Rozmowa z Sewerynem Gierałtem o sporcie, pracy i udziale Macieja Nalepki w paraolimpiadzie w Rio de Janeiro.
Jakie to uczucie, gdy się skacze ze spadochronem?
Straszne emocje, ale niesamowite przeżycie – przed skokiem cały się trząsłem, ale tylko głupi się nie boi, a po skoku nadal się trząsłem i nie mogłem słowa powiedzieć – polecam każdemu!
To było około 6 lat temu, gdy miałem okazję być w USA w stanie Arizona. Wtedy jeszcze w Polsce nie było takiej możliwości, gdyż brakowało wyszkolonych ekip do skakania z osobami niepełnosprawnymi. A ja o takim skoku od dawna marzyłem i z filmów na YouTube wiedziałem, że w Stanach jest to możliwe. Pewnego razu, w rozmowie z kolegą Jefreyem Cooperem przyznałem się, że chciałbym skoczyć ze spadochronem, a on od razu wziął telefon i powiedział, że zaraz się dowiemy, czy jest taka możliwość…A gdy załatwił wszystkie formalności, obaj pojechaliśmy do ośrodka skoków spadochronowych Sky Dive Arizona. W tym dniu odbywały się treningi do skoków grupowych. Gdy wsiedliśmy do samolotu, w pewnym momencie podszedł do nas Jeff Provenzano z ekipy Red Bull Air Force i zapytał, czy może skoczyć z nami w tzw. asyście. Oznaczało to, że ja z instruktorem będziemy spięci w tandemie, a tuż obok nas z osobnym spadochronem skoczy Jeff i będzie kamerą nagrywał nasz lot. Wyskoczyliśmy z samolotu na wysokości 13 tys. stóp (ok. 4300m) nad pustynią w Arizonie, a właściwie to nad polami bawełny i przy przepięknej pogodzie mieliśmy 40 sekund wolnego lotu. Nakręcony film z tego skoku pt. „Po co chodzić, jak można latać” jest dostępny na YouTube. Po wyczynie jeszcze przez pół roku o tym mówiłem, gdyż ciągle trzymały mnie emocje, bo przecież tyle lat o tym marzyłem. Już sam fakt, że skakał ze mną w asyście człowiek z Red Bulla jest niesamowity.
Od tamtego czasu stałem się fanem Jeffa Provenzano i na YT oglądam jego zapierające dech w piersiach wyczyny w powietrzu. Mam w planie następne skoki, ale teraz zajmuję się czymś innym. Próbuję zdobywać inne doświadczenia w tym, co można robić tutaj, w Polsce.
Pańska obecność w Arizonie wiązała się też z wolontariatem…
Wyjechałem do rodziny oraz w celu podszkolenia się w języku angielskim. Przez 4 miesiące jeździłem do domu opieki, aby jako wolontariusz pomagać osobom starszym w wypełnianiu ich wolnego czasu na przykład grami i zabawami, a przede wszystkim rozmową. To nie jest proste, dużo uczy i dużo pomaga…
Wspomniał Pan o zdobywaniu innego doświadczenia – czy chodzi o nurkowanie?
Rzeczywiście, nurkuję. Blisko rok temu zacząłem uczęszczać do Fundacji Aktywnej Rehabilitacji w Tarnowie, gdzie odbywały się zajęcia ogólnorozwojowe. Kolega z tego stowarzyszenia, ale pracujący w Krakowie zadzwonił do mnie z informacją, że jest możliwość nurkowania w basenach i czy chciałbym spróbować. Dzięki Stowarzyszeniu NAUTICA zacząłem jeździć do Krakowa na treningi i doszło do tego, że obecnie jestem pełnoprawnym nurkiem z kartą HSA – federacji nurkowej posiadającej bazy na całym świecie.
A ja pamiętam, jak kilkanaście lat temu nurkował Pan w naszej lokalnej rzece.
Jestem przecież na Biale wychowany…
Wrócił Pan niedawno z obozu nurkowego w Chorwacji.
Wyjazd do Chorwacji był dopięciem kursu, który kończył się praktycznym egzaminem na otwartych wodach. Sprawdzian w morzu wypadł dla mnie pomyślnie. Chociaż nurkowanie traktuję raczej rekreacyjnie, to i tak wymagane jest przygotowanie sportowe. Przed wyjazdem przez trzy i pół miesiąca intensywnie trenowałem w Czechach. W zakres codziennego treningu kondycyjnego wchodziło m.in. przepłynięcie półtorakilometrowego dystansu na basenie oraz praca na siłowni. Do Chorwacji pojechaliśmy w piętnaście osób, z czego sześcioro to były osoby niepełnosprawne, w tym trzy na wózkach, a pozostałych dziewięć osób stanowili instruktorzy i opiekunowie.
Przed nurkowaniem należało wsiąść do łódki i wypłynąć na otwarte morze – to też zajmowało dużo czasu. A potem schodziło się do głębokości 18 metrów, gdzie już jest duże ciśnienie. Zawsze robiliśmy to dwójkami, aby w przypadku jakiejkolwiek komplikacji, zasłabnięcia czy napadu paniki drugiej osoby móc zareagować. Dlatego rywalizacja w tej dyscyplinie nie występuje, gdyż pod wodą odpowiada się za osobę płynącą obok. Długość pobytu pod wodą zależy od ilości zużytego sprężonego powierza z butli – to nie jest, jak powszechnie się mówi czysty tlen, ale właśnie powietrze.
Swoje życie zawodowe – jak wiele osób w podobnej sytuacji losowej – związał Pan z pracą przy komputerze i realizuje nietuzinkowe zamówienia.
Ukończyłem pedagogikę kulturalno-oświatową na Akademii Podlaskiej (obecnie Uniwersytet Matematyczno-Przyrodniczy) w Siedlcach. Niestety w naszym regionie nie było dla mnie pracy, więc musiałem się przekwalifikować. Ponieważ całe życie miałem smykałkę do komputerów, to pewnego razu, będąc u rodziny w Pradze ktoś zobaczył co ja robię i zapytał, czy nie zechciałbym przygotować jakiś mały plakacik, na co oczywiście chętnie się zgodziłem. Z przykrością jednak stwierdzam, że to Czesi a nie Polacy zauważyli, że można dać osobie niepełnosprawnej zamówienie, które ona wykona w domu i będzie to produkt pierwszej klasy.
W ten sposób przygotowuję plakaty i wielkoformatowe billboardy dla czeskiego klubu bokserskiego BC BIGBOARD PRAHA, który obecnie walczy w niemieckiej Bokserskiej Bundeslidze. Gdy organizowana jest słynna gala sportów mieszanych HEROES GATE, podobna do naszego KSW, to cała Praga jest „wyplakatowana” tym, co wyszło spod mojej ręki. Przy największych skrzyżowaniach na bigboardach (9 x 3m) umieszczone są plakaty przeze mnie zaprojektowane. Tych zleceń nie jest dużo, więc nie można się z nich utrzymać, ale jest to pewien sposób na życie i jest satysfakcja, gdy się widzi własne plakaty w stolicy innego państwa.
Zajmuję się też projektowaniem fototapet i nadruków na koszulki. Na przykład z tuchowskim samolotem „Bies”, o którego odzyskanie wspólnie z kolegami zabiegamy. Podejmuję się projektowania nadruków o różnorodnej młodzieżowej tematyce oraz tematyce narodowej. Zawsze, gdy jestem za granicą noszę koszulkę z orłem na piersi, gdyż chcę pokazać, że jestem Polakiem. Realizowałem tego typu zamówienia dla kilku stowarzyszeń i osób indywidualnych w większości na zasadzie wolontariatu.
Myślę, że wolontariat wyżej Pan ceni niż przeciętna osoba z ulicy…
Doświadczyłem w życiu bezinteresownej pomocy i jeżeli mam okazję i możliwość, to też chcę w taki sposób pomagać. A mogę to czynić właśnie przez projektowanie koszulek, plakatów czy logo. Jeśli cel jest szczytny to zawsze pracuję nieodpłatnie.
Czy zgodziłby się Pan ze słowami piosenkarza Bruce’a Springsteena: „wierzę, że artysta ma w sobie dwa głosy. Jeden mówi mu, że nic nie jest wart, a drugi, że to co robi, ma sens”?
Może bym zmodyfikował jego słowa, bo to od nas zależy, którą drogę wybierzemy. Czyli jak coś nie będzie miało sensu to się zatrzymamy i zostaniemy na obecnym etapie, a jeśli nas coś motywuje, to podejmiemy kolejne działania. Miałem w życiu nie tylko zawodowym, ale też prywatnym dość mocne upadki, doświadczyłem również wzniosłych chwil. Zatem mogę powiedzieć, że to, co nas nie zabije to nie, że nas wzmocni, ale zostanie z nami na całe życie i może dać nam dobrą lekcję na przyszłość.
Niedawno zakończyła się paraolimpiada w Rio, w której uczestniczył tuchowianin, tenisista stołowy Maciej Nalepka, który podobnie jak Pan porusza się na wózku…
Niestety nie mogłem na żywo śledzić tej olimpiady, gdyż byłem wtedy na kursie i po całodziennym treningu przyjeżdżałem zmęczony, więc od razu kładłem się spać, żeby mieć siły na drugi dzień – myślę, że Maciek to zrozumie…
On dla mnie jest wzorem. Tyle lat ciężkiej pracy, samozaparcia, treningów, zmian klubów i trenerów, zmagań z wszystkimi przeciwnościami, gdy tak naprawdę tylko nieliczni mu pomagali… Jego oddanie się temu, co kocha i całe życie trenuje doprowadziło go na sam szczyt. Jest pierwszym sportowcem ziemi tuchowskiej, który był na olimpiadzie. Ja nie uważam, że to była paraolimpiada, gdyż tak jak my jesteśmy dzieleni na grupy, tak zdrowi sportowcy dzieleni są na wagi. To jest jego niepodważalny i pionierski sukces. Nie możemy też zapominać o wszystkich jego tytułach, które zdobył w Polsce i na świecie przed występem w Rio, a to jest efekt wielu lat naprawdę ciężkiej pracy.
Dla mnie Manek, jesteś GOŚĆ!
Z Sewerynem Gieratem rozmawiała Elżbieta Moździerz
Tuchów 30 września 2016roku.