W dniach 18-29 lipca w tuchowskim amfiteatrze odbywał się III Międzynarodowy Pogórzański Plener Rzeźbiarski. Koordynatorem pleneru był tuchowianin Kazimierz Karwat, wszechstronny artysta, który dzięki swoim znajomościom branżowym, zaprosił do Tuchowa najlepszych artystów z Polski, Ukrainy oraz Białorusi.
W definicji rzeźby plenerowej czytamy, że jest to dzieło o znamionach sztuki. Czy nie jest to zbyt surowe, krzywdzące określenie?
I tak i nie, ponieważ tak, jak w każdej innej dziedzinie sztuki poziom artystyczny rzeźb plenerowych bywa różny. Jeśli miałoby to się odnosić do rzeźb plenerowych niskiego lotu, to się zgadzam, że to są znamiona sztuki, że to się jedynie otarło o sztukę. Natomiast jeśli myślimy o rzeźbiarzach z doświadczeniem i smakiem artystycznym, wtedy śmiało można ich pracę nazwać sztuką.
Trzeba mieć tzw. iskrę Bożą, rozdmuchać ją i dalej rozwijać. Bez tego żadna szkoła nie pomoże, będzie się tylko rzemieślnikiem, który nawet z dużą sprawnością może wykonywać zlecenia, ale tam nie będzie ducha sztuki.
Rzeźbiarz, to ktoś więcej niż ten, który coś sobie dłutkiem dłubie. Artysta rzeźbiarz, to jest jeszcze coś więcej. A twórca reprezentuje tę najwyższą formę. Można być rzeźbiarzem, nawet artystą rzeźbiarzem, ale jedynie odtwórcą. Do udziału w tuchowskich plenerach zapraszam kolegów rzeźbiarzy, którzy właśnie są twórczy.
Rzeźbiarze plenerowi to specyficzna grupa rzeźbiarzy. Jadąc „w ciemno”, nie wiedzą co ich czeka na plenerze: jaki będzie klocek, jego wymiary, kształt, jakość. Często nie znają tematyki. Ale już na miejscu muszą szybko podejmować decyzję, bo czas ucieka – wyobraźnia musi działać w wysokich rejestrach i szybko być przekładana na decyzje. Wielu znakomitych artystów rzeźbiarzy nie bierze udziału w plenerach, gdyż nie są w stanie działać pod presją czasu. Niepowtarzalność stylu rzeźb plenerowych wynika z konieczności posługiwania się uproszczeniami.
Czy w dzisiejszym zabieganym świecie, rzeźby plenerowe, być może jak niedawno powstały w naszym mieście mural, spełniają istotną funkcję demokratyzowania sztuki – wychodzą naprzeciw odbiorcom, odrywają od nudy i codzienności, prowokują do myślenia ponad schematami?
Jak najbardziej. To się właśnie odbywa samorzutnie, intuicyjnie, nawet podświadomie. Człowiek ma taką psychikę, że odczuwa potrzebę piękna. Ma w czaszce takiego potworka, który się ciągle czegoś domaga: jedzenia, łoża, ale też rzeczy wysublimowanych. Zaspokojenie potrzeb tego potworka daje satysfakcję. Którąkolwiek metodą zaspokajalibyśmy jego potrzeby, to i tak na końcu spotkamy piękno, w jakiejkolwiek formie. Dawanie piękna jest zaspokajaniem potrzeb społecznych.
W obecnych czasach zarówno autentyczność, jak też oryginalność jest w cenie. Nieautentyczność to prosta droga do kiczu, obciachu. Z drugiej strony można zauważyć paradoks polegający na tym, że im bardziej artyści starają się być awangardowi, tym bardziej upodabniają się. Co jest wyznacznikiem tuchowskich plenerów? W którym miejscu następuje punkt przecięcia się tych wartości?
Jedno drugiemu nie przeczy. Od lat obserwuję rzeźbiarzy. Młodzi chcąc od razu zaistnieć, starają się zaszokować. Gotowi są nawet na skandal, byle nazwisko się przebiło. A potem stopniowo się uspokajają, przechodzą na pozycje klasycyzujące. Zauważam wyścig szczurów wśród rzeźbiarzy; kto bardziej zaszokuje. Ale ile jeszcze można „nawariować”? Więc istotnie, upodabniają się, bo jeśli chce się być oryginalnym, to nie można naśladować, a to nie takie proste.
Zanim zaproszę kolegów do Tuchowa, na innych plenerach wiele rozmawiamy. Wtedy mówię o co mi chodzi: Nie robimy wariactw, kierujemy się zasadą działania w konwencji uproszczonego realizmu, który może też być syntetyczny. Zasadą jest, że to musi być rzecz piękna, która będzie zachwycać. Tak jak naszemu konkursowi poetyckiemu pod egidą Liberum Arbitrium przyświeca grecka idea Kalos Kagathos (piękny i dobry), tak też na plenerach obowiązuje ta sama zasada. Technika może być dowolna, ale rzeźba musi być ciekawa, estetyczna, ciesząca oko.
Znawcy sztuki mówią: „ciało nie oszukuje, ciała nie oszukasz”. To jest szczególnie widoczne w przestrzennej rzeźbie. Do tworzenia postaci ludzkich (a w tym roku również zwierzęcych) intuicja to za mało. Jak sobie z tym radzą uczestnicy tuchowskich plenerów?
Z tym ciałem to jest rzeczywiście problem, bo to jest w rzeźbie najtrudniejsze. Trzeba poznać anatomię, oczywiście nie tak, jak lekarze, ale musi się znać kościec, układ mięśni i powierzchowność. Trzeba cały czas pamiętać, że wewnątrz rzeźbionej postaci znajdują się sztywne kości, których nie da się wygiąć czy połamać. Tu wychodzi różnica między rzeźbą plenerową a rzeźbą ludową, która na to nie zważa.
Część uczestników plenerów jest w tym kierunku kształcona, ale część to tzw. amatorzy, gdyż nie posiadają dyplomów. Jednak i oni własnymi dociekaniami, czytaniem, chęcią nauki, rozmowami i pracą osiągnęli taki poziom, że ich umiejętności nie są mniejsze.
Podczas plenerów mamy wieczory samokształceniowe. Dyskutujemy o budowie, o tym, jak wyrzeźbić oko, ucho. Rozmawiamy o proporcjach, uzyskiwaniu wyrazu twarzy, układaniu się mięsni. Jestem emerytowanym pedagogiem, przesiąkniętym zawodem, więc prosiłem, aby jedni widząc, gdy ktoś idzie w złą stronę, w porę mu zwracali uwagę, żeby to była nauka przez wzajemną pomoc. Cieszę się, gdy uczeń, obojętne w jakim wieku, robi postępy.
Dla artysty nie ma usprawiedliwienia wieku czy płci. Nie można pobłażać, bo ktoś jest młody, niedoświadczony. A starszy może tworzyć co najmniej na dotychczasowym poziomie, lub lepiej. Dla kobiety, która w tym roku zaszczyciła obecnością nasz plener, też nie ma taryfy ulgowej. Jak dobrać grupę, by reprezentowała podobny poziom?
Psychika artysty nie przepuści sztubackiej roboty.
Od 10 lat jeżdżę na różne plenery i tam osobiście poznaję twórców, rozpoznaję ich poziom. Widzę ich sposób pracy, efekt końcowy a także to, jakimi są ludźmi. Na dwutygodniowych plenerach to wszystko jest ważne. Uczestnik pleneru musi być nie tylko artystą, ale powinien być chętny do współpracy i nie prowokować konfliktów.
Czasem zapraszam osobę mniej doświadczoną, która swoim talentem udowadnia, że zasługuje na to, aby pod okiem kolegów dostać żywą lekcję. W tym roku mamy „ucznia” – absolwenta Liceum Plastycznego, który nigdy w drewnie nie pracował. Zaczął od umycia filiżanek po kawie starszych kolegów, a już pod ich okiem wykonuje fakturę na drewnie. Chciałbym, aby podczas następnych plenerów pojawiły się osoby z Tuchowa chcące spróbowania sił w rzeźbie plenerowej. W innych miejscowościach jest to praktykowane. Może się w kimś obudzi nieuświadomiony talent?
Z dumą muszę przyznać, że jak dotychczas jedyna kobieta na tuchowskim plenerze, pani Irina Kusznieruk, która na co dzień jest dyrektorką Domu Kultury w Kamieniukach na Białorusi, nie wstydzi się pracy piłami łańcuchowymi i innymi narzędziami i na równi z mężczyznami radzi sobie z rzeźbą.
Czy dwutygodniowe plenery rzeźbiarskie same w sobie są dodatkową wartością artystyczną, sprezentowaną mieszkańcom i gościom przyglądającym się pracy artystów? Czy można je traktować jako rodzaj performansu, gdzie artyści są performerami, kreującymi wspólne, jednostkowe, nie dające się powtórzyć ulotne dzieło, sztukę w akcji, bez prób i zaplanowanego końca?
Oczywiście! To są imprezy jak występy estradowe, z tym, że występ trwa godzinę, dwie, a plener od tygodnia do dwóch tygodni. Inne są tylko instrumenty i dźwięki. Oglądający też ma przeżycia estetyczne.
Dla samych rzeźbiarzy też jest to forma imprezy kulturalno – rozrywkowo – edukacyjnej. Mają przyjemność obcowania z innymi ludźmi, sprawdzania swoich umiejętności. Ludzie, którzy przychodzą, dopytują się, robią zdjęcia, dają sygnał artystom, czy ich praca się podoba. Rzeźbiarze jak aktorzy wyczuwają kontakt z publicznością. Jeśli on ma miejsce, artystom rosną skrzydła.
W naszym przypadku nawet dosłownie mamy do czynienia ze spektaklem, bo rzecz się dzieje w amfiteatrze.
Język sztuki musi być logiczny i konsekwentny. Kwestią podstawową dla dzieła, zwłaszcza takiego, które trwale ingeruje w przestrzeń publiczną, jest odpowiedź na pytanie dlaczego i po co ono powstaje. Pan, jako organizator plenerów rzeźbiarskich, musi znać te odpowiedzi…
Jako Tuchowianin, Tuchowowi dobrze życzę. Traktuję te rzeźby jako element wzbogacający miasto: W sferze wizualnej – jako uzupełnienie, podkreślenie architektury. A w sferze najogólniej mówiąc duchowej, jako dołożenie kolejnego elementu do unikatowego, bywa że niedostrzeganego przez mieszkańców klimatu. W historii naszego starego już miasta, pojawiały się osoby, które wiele dobrego zdziałały, wniosły konkretny wkład w jego rozwój, a prawie wcale nie mają ogólnodostępnego upamiętnienia. Miałem zamysł, aby je „wyłowić”, przedstawić w rzeźbach, aby się stały pretekstem do rozwinięcia wiedzy na ich temat. Wyobrażam sobie, że przyjdzie nauczycielka z grupką uczniów i pokaże choćby tych rycerzy. Tylko od chęci i umiejętności analizy dzieła sztuki przez pedagoga zależeć będzie, w jakim stopniu te rzeźby spełnią funkcję dydaktyczną.
Jeżdżąc po plenerach zazdrościłem, że u nas nie ma takich rzeźb, jak w tamtych miejscowościach, Nawet żal mi było, że gdzie indziej sam mogę robić i pozostawiać rzeźby a u nas nie mam takiej możliwości. Gdy zbliżały się obchody 670-lecia Tuchowa, zaproponowałem zrobienie pleneru w Tuchowie. Moja propozycja została przez włodarzy miasta przyjęta. Po trzecim plenerze mam nadzieję, że następne się odbędą, bo wiele miejsc i placyków można przyozdobić. Chciałbym, aby udało się domknąć cykl historyczny pt. „Oni tworzyli historię Tuchowa”.
Istotne dla mnie jest też to, że rzeźby plenerowe dekorując miasto, wspaniale je promują.
Z Kazimierzem Karwatem rozmawiała Elżbieta Moździerz
Tuchów 24.07.2012.
Kliknij, aby obejrzeć fotorelację z III Międzynarodowego Pogórzańskiego Pleneru Rzeźbiarskiego!