Rozmowa z Luboszem Karwatem

Rozmowa z Luboszem Karwatem – zwycięzcą międzynarodowego konkursu na kamienną mozaikę „Uluslararası Gaziantep Mozaik Yarışması 2015” zorganizowanego w tureckim mieście Gaizantep.

Kiedy w maju 2013 roku udzieliłeś mi pierwszego wywiadu, w pewnym momencie wyraziłeś się, że trzeba brać sprawy w swoje ręce, zakasać rękawy i działać. Mam teraz okazję gratulować Ci zwycięstwa w prestiżowym, międzynarodowym konkursie na mozaikę, który był zorganizowany w odległym, tureckim mieście Gaizantep. Czy rzeczywiście udział w tym konkursie był efektem Twoich zabiegów?
Tym razem to był czysty przypadek. Jedna z organizatorek konkursu, Sema Gedemen znalazła mnie na Facebooku. Ponieważ mamy na całym świecie wielu wspólnych „facebookowych” znajomych, którzy zajmują się mozaiką, więc tą drogą zapytała mnie, czy chciałbym wziąć udział w konkursie. Odpowiedziałem, że jasne, czemu nie? Wybrałem pracę o wymiarach 70×70 cm. nazywającą się „Uniesienie” i przedstawiającą twarz kobiety. Po przesłaniu zdjęcia tej mozaiki nie obeszło się bez kłopotów, bo tam, w Gaizantep nie odnaleziono moich zdjęć i formularzy. Kiedy ta kwestia wyjaśniła się, zaistniał problem z wysyłką mozaiki, gdyż nikt nie dawał gwarancji, że ona dotrze na miejsce w stanie nieuszkodzonym. Gdy i to się udało rozwiązać, zająłem się swoimi sprawami. Po około 2 tygodniach na stronie konkursu można było zobaczyć zdjęcia z obrad jury. Znalazłem nawet takie, na którym widać jurorów dyskutujących przy mojej mozaice, ale nigdzie nie było informacji o ich werdykcie. Pomyślałem: co będzie, to będzie i wróciłem do swoich obowiązków. Któregoś dnia, gdy byłem w pracowni dostałem intrygującą wiadomość od Semy – czy jestem ciekaw wyników, które ona już zna, choć na razie są nieoficjalne? – No jasne, że tak! Potem zapytała, czy chciałbym przyjechać do Turcji? Jednak nic mi więcej nie napisała i sprytnie trzymała mnie w napięciu. Mimo to już się domyślałem, że zająłem któreś – nieważne które – miejsce i będę miał okazję polecieć do Gaizantep na zaproszenie organizatorów, którzy – zgodnie z regulaminem – sfinansują przylot i pobyt kilku osobom, które zajęły czołowe miejsca w konkursie. Dopiero wieczorem na stronie internetowej konkursu znalazłem informację o wynikach. Nie mogłem uwierzyć w zwycięstwo. Oczywiście przekręcili moje imię i nazwisko na Lubozs Karvat, ale nie robiłem z tego problemu, bo stwierdziłem, że dzięki temu pamiątka z konkursu będzie miała dodatkowy smaczek. A potem musiałem się przygotować do wyjazdu…
Kiedy już się znalazłeś w Gaizantep wśród wielu innych twórców mozaik z całego świata czułeś, że jesteście twórcami rzemiosła, czy sztuki?
Klimat niemal tygodniowego spotkania był niesamowity! Wszystkich zaproszonych gości było około 160, w tym blisko stu samych autorów prac konkursowych. Przybyli ludzie z Brazylii, Portoryko i Stanów Zjednoczonych, Francji, Bułgarii, Włoch, Anglii. Było też wielu twórców z Turcji, a ja byłem jedyną osobą z Polski. Tak naprawdę nikt nie traktował innych z wyższością, bo zajął wyższe miejsce w konkursie. Nie liczyło się, kto jest większym artystą, czy ma bardziej znane nazwisko. Liczyła się praca, a ta – jeśli ktoś uznał, że jest sztuką – broniła się sama. Pobyt w Gaizantep – półtoramilionowym mieście, a właściwie to już dwuipółmilionowym, gdyż z racji bliskiego sąsiedztwa z Syrią mieszkańcy tego miasta przyjęli do swoich domów milion uchodźców, połączony był z wizytami w muzeach i wykładami. Już drugiego dnia (w pierwszym było zakwaterowanie) pojechaliśmy do muzeum, w którym ustawiano naszą wystawę. Wtedy jeszcze jej nie zobaczyliśmy, za to mogliśmy się osobiście poznać. Ponieważ prawie ze wszystkimi już się wcześniej poznałem na Facebooku i znaliśmy nawzajem swoje prace to miałem wrażenie, że znalazłem się w sąsiednim mieście a nie w obcym kraju. I tak, po wstępnym zakolegowaniu w muzeum, przez dwa dni jeździliśmy na wycieczki do różnych zabytkowych miejsc. A w trzecim dniu, gdy już byliśmy dobrze zaznajomieni odbyła się gala, podczas której miały miejsce wykłady i prezentacje różnych artystów.
Mozaiki w świecie znane są od IV, III wieku p.n.e. Od tamtych czasów odchodzono i powracano do nich. Wydawałoby się, że na przestrzeni stuleci poprzednicy wymyślili już wszystko w tym temacie. A jednak właśnie Ty znalazłeś pionierski sposób na zmodyfikowanie florenckiej techniki „pietra Dura” . Czy to właśnie ten czynnik miał wpływ na decyzję jury?
Myślę, że tak. Gdy patrzyłem na wszystkie pozostałe mozaiki, to techniki ich wykonania były bardzo zbliżone do tych antycznych. Ponieważ cała kategoria konkursu odnosiła się do mozaiki z kamienia naturalnego, to prawie wszystkie mozaiki, choć niekiedy miały śmiałe projekty, były tworzone „kosteczka przy kosteczce”. Ale jedna mozaika była całkowicie inna. Oczywiście też była wykonana z kamienia naturalnego z tym, że był to kamień…nerkowy! Autorka zbierała po szpitalach te kamienie i z nich ułożyła sporych rozmiarów mozaikę. Tych kamieni było naprawdę dużo, a każdy inny i oryginalny. W porównaniu do tamtych mozaik, moja obróbka kamieni jest całkiem inna. Ponadto w „Uniesieniu”, dla ubogacenia faktury zastosowałem efekty 3D, kamień był antykowany i częściowo polerowany. Było więc dużo efektów technicznych, które przyciągały uwagę.
Byłeś pomysłodawcą i koordynatorem trzech edycji ozdabiania Ronda Mogilskiego w Krakowie mozaikami, które tematycznie nawiązują do dwóch młodopolskich, ale też jednoznacznie kojarzonych z Krakowem artystów, Wyspiańskiego i Mehoffera. Jak z perspektywy czasu oceniasz te przedsięwzięcia?
Im z dalszej perspektywy na to patrzę, tym bardziej nie mogę uwierzyć, że coś takiego udało się zrobić. Ludzie to bardzo dobrze wspominają. Nawet ostatnio, podczas targów „STONE 2015” w Poznaniu rozmawiałem z wieloma sponsorami, którzy wtedy mieli swój wkład w ozdabianie „mogilskiego”. Oni pytają co dalej? Chcą mi pomagać przy kolejnych mozaikarskich imprezach. Rozmowy już się toczą w Warszawie, Wrocławiu i Poznaniu. Zobaczymy, jak to się dalej ułoży. Na razie, na wiosnę mam zaplanowane dokończenie prac na rondzie, gdyż ciągle tam brakuje portretu Mehoffera. Jednak zanim znowu zrobię coś społecznego, wcześniej muszę się wywiązać ze zobowiązań wobec klientów.
Gdy podczas gali w Gaizantep odbywała się prezentacja mozaikowych dokonań różnych artystów, którzy wykonali prace w przestrzeni publicznej odniosłem wrażenie, że nie miałbym się czego wstydzić, gdybym tam zaprezentował mozaiki z krakowskiego ronda. Jednak organizatorzy nie wiedzieli, że ja robię takie rzeczy, a ja się nie chciałem „wciskać” z tym tematem. Ale był pewien sympatyczny moment, gdy jedna z Turczynek napomknęła, że 3 lata przed konkursem wykonywała mozaikę w przestrzeni miejskiej w Bodrum. Wtedy, poprzez Internet prosiła mnie o konsultację, gdyż w tym samym czasie ja miałem akcję na „mogilskim” . I teraz, dzięki temu, że oboje zdobyliśmy nagrody w konkursie, mogliśmy się osobiście spotkać.

W siermiężnych latach PRL-u w Polsce (może z konieczności) była moda na mozaiki. Nawet w ówczesnych tuchowskich kawiarniach one się znajdowały, a kilka domów „ozdobiono” a’la Gaudi, który – w znanym również wielu tuchowianom Parku Güell w Barcelonie stosował technikę „pique assiette” polegającą na układaniu połamanych kawałków szkliwionej ceramiki. Od kilku lat jesteś związany z akcją pt. „Ratujmy polskie mozaiki”. Czy to skuteczna akcja?
Akcja ratowania mozaik zbiegła się w czasie z I edycją ozdabiania Ronda Mogilskiego. Poznałem wtedy ludzi z firmy Paradyż i z Fundacji Architektury. Wpadłem wówczas na pomysł, żeby połączyć nasze siły i odświeżyć mozaikę w znanym krakowskim kinie „Kijów”, co się świetnie udało. Obecnie akcja ratowania mozaik polega głównie na nagłaśnianiu słabej sytuacji zabytkowych mozaik, poprzez różnego rodzaju media. Jeżeli jakaś mozaika jest planowana do pokrycia elewacją, nie widzimy w tym nic złego, pod warunkiem, że zostanie sporządzona pełna dokumentacja i mozaika nie ulegnie uszkodzeniom. Niech sobie ta mozaika będzie pod styropianem, bo to też jest forma jej zabezpieczenia i niech czeka na lepsze dla niej czasy, kiedy ktoś znowu uzna, że warto ją odsłonić.
Nie tylko zabytkowe mozaiki starasz się chronić. Ostatnio dzięki Tobie dawną świetność odzyskała figura Matki Bożej na starym (przy wiadukcie) cmentarzu w Tuchowie. Czy renowacja zabytków sztuki kamieniarskiej jest równie satysfakcjonująca jak kreatywne tworzenie nowoczesnych mozaik?
Oczywiście! Przy renowacjach „bawię się” w archeologa. Czasami na kamyczku widoczne są naprawdę ciekawe rzeczy, których nikt wcześniej nie dostrzegł, albo były ukryte pod ziemią. Tak samo było z tą figurą. Gdy kamieniarze wyciągnęli wszystkie elementy z podstawą włącznie, to na cokole znalazł się słabo zachowany napis być może twórcy rzeźby. Niestety nie udało się go całkowicie odtworzyć, ale wiadomo, że jest nazwa miejscowości Turza. Ten napis został przekuty na nowo. Z kolei napis, który widnieje wyżej został taki, jaki był, nienaruszony. Nie został zeszlifowany i wyrównany, gdyż być może za ileś tam lat ktoś będzie miał jakąś swoją technikę, lub technika w ogóle pójdzie na tyle do przodu, że będzie możliwe całkowite odzyskanie tego napisu.
Są różne szkoły konserwacji. Jedni lubią, żeby stary kamień był zaraz przeszlifowany i wyglądał, jakby był prosto z kopalni. Mnie się to nie za bardzo podoba. Wolę iść w drugą stronę i ratować to, co jest. Ząb czasu musi być widoczny, a prace należy wykonać tak, aby za kilkadziesiąt lat, przy kolejnych zabiegach konserwatorskich była możliwość dotarcia do prawdy historycznej obiektu. Dlatego dbam o to, aby wyraźnie było widać zestawienie starego kamienia z nowymi uzupełnieniami. Dzięki temu wystarczy się przyjrzeć odnowionej rzeczy i można z niej odczytać, jakie zabiegi renowacyjne przeszła. Wprawdzie po takich zabiegach obiekt nie wygląda tak dobrze, jak w przypadku odnawiania według pierwszych, wspomnianych zasad, ale jest pewność, że to jest w 100% oryginał.
W swoim dorobku artystycznym masz wiele mozaik, ale w Tuchowie zobaczymy tylko jedną i to z wczesnego okresu Twojej twórczości, czyli herb miasta umieszczony na wieży ratuszowej. Z pewnością wielką przyjemnością jest tworzenie dzieł w pojedynczych egzemplarzach, ale które własne mozaiki wolisz – te, które są widoczne na zewnątrz, czy te, które powstały np. do luksusowych wnętrz?
Każda mozaika mnie cieszy, bo każda jest indywidualna. Nie ma znaczenia, czy ona będzie na ratuszu, szpitalu, czy będzie to numer domu lub coś w jego wnętrzu. Oczywiście prestiż istnieje, ale ma drugorzędne znaczenie, gdyż dla mnie najważniejsze jest jak ta mozaika jest zrobiona, czy ma jakieś fajne efekty. Przyznam, że powoli zaczyna mnie nudzić takie układanie, więc przy każdym projekcie staram się sobie utrudnić zadanie. Może to być wprowadzenie innych kamieni lub inne ich cięcie. Świadomie nie koloruję kamieni, a efekt mocniejszego koloru uzyskuję przez stosowanie impregnatów, z którymi też eksperymentuję.

Zaczynam też wprowadzać nowe materiały – sztuczny kamień, drewno, stal itp. Oczywiście traktuje to jako ciekawostkę – zobaczymy, co się z tego urodzi.
Jednak wszystko zależy od zlecenia. Jeszcze nie dorobiłem się swojej kolekcji mozaik, którą mogę prezentować. Mam kilka sztuk, ale wszystkie są rozesłane po Polsce, bo one muszą na siebie pracować. Sztuka dla sztuki przyjdzie z czasem…
„Tyle jesteś wart, ile twoje ostatnie dzieło” . Tego dobrze znanego cytatu użyłam, aby zapytać o Twój udział w poznańskich targach „STONE 2015”, z których właśnie wróciłeś.
Branżowe targi to dla mnie podstawa. I wcale nie chodzi o to, żeby były duże, ale dawały możliwość spotkania osób, z którymi mogę współpracować. Na tegorocznych targach po raz pierwszy nie mozaikowałem, nie robiłem warsztatów, ale miałem czas na chodzenie po stoiskach i rozmowy z wieloma ludźmi, którzy mnie znają. W tym roku mogłem popracować nad relacjami z nimi. Można powiedzieć, że nic nie robiłem, a i tak pobyt na targach był najbardziej owocny z wszystkich dotychczasowych. Teraz tylko trzeba działać. W lutym będę na kolejnych targach, poznańskiej „BUDMIE 2016” . W hali dla projektantów, architektów i dizajnerów wystawię mozaiki 4 żywiołów, które niebawem znajdą się w reprezentacyjnych miejscach powstającego apartamentowca w Warszawie. Tak więc targi, to dla mnie ważne miejsce, na których chcę i lubię bywać, bo klimat jest tam wspaniały.
Pochodzisz z artystycznej rodziny. Ojciec był wszechstronnym artystą, mama i rodzeństwo też wykazują ponadprzeciętne zdolności w różnych dziedzinach. Nawet Twoja kilkuletnia córka już jest laureatką nagrody literackiej, dzięki której odwiedziła Sztokholm. Artystyczna rodzina to – używając motoryzacyjnego porównania – napęd, czy hamulec?
Hmm…to jest trudne pytanie. W mojej rodzinie fajne jest to, że każdy zajmuje się czymś innym i każdy ma swoje zdanie. I gdy się tak te ich zdania zbierze razem, to można sobie samemu wywnioskować, czy dobrze robimy to, co robimy. Zdanie każdej osoby zawsze biorę pod uwagę, a jeśli mi je powie brat czy siostra to wiem, że mówią szczerze i dla mojego dobra. Wcześniej takim wyznacznikiem, czy coś jest dobre, czy złe był mój tata. Przychodził do pracowni i mówił : O! tego nie rób, to jest bez sensu, bo i tak odpadnie, nie będzie ładnie wyglądało. Zrób to! – będzie łatwiej, efekt taki sam, a ty sobie mniej roboty dołożysz. Momentami łapię się na tym, że myślę: a co by powiedział Kaziu, gdybym tak zrobił?…
Jeszcze raz przytoczę jedną z naszych rozmów, podczas której przywołaliśmy słowa znakomitego pisarza Andrzeja Stasiuka, który decyzję o przeprowadzeniu się z Warszawy do Wołowca, wsi koło Gorlic uzasadnił krótkim stwierdzeniem, że „miasto już ćwiczył”. Wtedy Ty – myśląc o swoim życiu potwierdziłeś jego wypowiedź. Czy nadal ją podtrzymujesz?
Pewnie! Nic mnie nie ciągnie do miasta. W ogóle mi nie przeszkadza, że mieszkam w małej miejscowości. Równie dobrze mógłbym mieszkać w Bieszczadach, bo tak naprawdę Internet umożliwia mi pracę. A ta na szczęście wymaga dwóch wyjazdów do klienta. Przy pierwszym zdejmuję wymiary, a przy drugim montuję zamówioną pracę. Do dużego miasta, które też lubię zawsze można wjechać. Jednak wolę mieć dom z ogródkiem, w którym może biegać moja córka. W Tuchowie jest mi super!

Z Luboszem Karwatem rozmawiała Elżbieta Moździerz
Tuchów 23 listopada 2015r.

Lubosz Karwat – z wykształcenia jest konserwatorem dzieł sztuki. Studiował we Wrocławiu, Krakowie i Toruniu. Jest przewodniczącym Stowarzyszenia Polskich Artystów Mozaiki „SPartM”, którego był współzałożycielem. Brał udział w wielu wystawach w Polsce, Włoszech i USA. Stworzył pierwszą w Polsce otwartą imprezę mozaikową w przestrzeni publicznej „Wyspiański na Mogilskim” oraz „Mehoffer na Mogilskim”. Trzy edycje przyciągnęły ponad 4 tys. uczestników. W 2012 roku zajął trzecie miejsce w VI konkursie literackim im. Maćka Szumowskiego. Pasjonuje go jazda motocyklem oraz jazda na rolkach.
https://www.youtube.com/watch?v=2l0FmJFTdSc
https://www.youtube.com/watch?v=gH1T-H1sOYs
https://www.youtube.com/watch?v=aYxfaz9-lSQ
https://pl-pl.facebook.com/LuboszKarwat
www.karwat-mozaika.pl