Rozmowa z Tomaszem Pałką – autorem rzeźby przedstawiającej popiersie króla Kazimierza III Wielkiego, której czasowa ekspozycja ma miejsce na tuchowskim rynku.
Pomysł tworzenia przez Pana silikonowych lub też wykonanych z żywic wielkoformatowych głów królów polskich ma swoją ciekawą historię.
Silikony i żywice to są dwie różne materie. Silikon jest współczesnym odpowiednikiem wosku, w którym około 200 lat temu tworzyła m.in. madame Tussaud. Gdyby ona żyła dzisiaj, to z pewnością używałaby właśnie silikonów, które są uniwersalnym materiałem. Żywica jest starszym od silikonu wynalazkiem. Jest wdzięcznym materiałem dla artystów, gdyż dzięki możliwości dosypywania do żywic różnych wypełnień mineralnych można uzyskać ciekawe efekty, jak choćby imitację kamienia czy imitację drewna.
Jakiś czas temu jeden z moich klientów, historyk i twórca prywatnego Muzeum Hansa Klossa w Katowicach, Piotr Owcarz zamówił u mnie realistyczne, silikonowe postacie obu tych bohaterów. Wprawdzie muzeum już nie istnieje, ale przyjaźń, która się wtedy zawiązała między Piotrem Owcarzem a mną pozostała, a historia tamtych postaci stała się dla mnie fantastycznym źródłem inspiracji. Wykonałem kolejno 6 silikonowych postaci królów, ale „laboratorium wyobraźni” artysty plastyka, nasycone tym tematem domagało się kontynuacji. Podjąłem się więc wyzwania, z którym chcą się też często zmierzać inni rzeźbiarze i wykonałem z żywic dwa obiekty – konkretnie głowę króla Kazimierza Wielkiego i głowę króla Władysława Jagiełły – w przeskalowaniu, czyli w wielokrotnym powiększeniu. Zrobienie rzeźby w dużej skali traktowałem jako próbę siebie samego i próbę zobaczenia, jak to działa w przestrzeni otwartej. Wykonanie tych wielkich rzeźb poprzedziłem „medytacją” nad zgromadzonymi przekazami ikonograficznymi, konsultowałem się z historykami, żeby maksymalnie zbliżyć się do prawdy historycznej. Zauważyłem, że jeśli te stare przekazy są znikome, lub ich w ogóle nie ma, bo np. Kazimierz Wielki w jednym z testamentów zastrzegł sobie, żeby go po śmierci nie portretować, to wtedy wszyscy myślą obrazami Jana Matejki.
I dla mnie też dość wiarygodnym dokumentem był rysunek Matejki, który on wykonał, gdy otwarto grobowiec tego króla. Matejko działał z fotograficzną dokładnością i na podstawie budowy czaszki narysował garbaty nos władcy, a to się nie pokrywa z wizerunkiem umieszczonym na jego sarkofagu, gdzie widnieje prosty nos Kazimierza. Oczywiście spotkałem się z opinią kolegów malarzy, którzy twierdzą, że Matejko, w myśl zasady, że artysta tworzy na swój obraz i podobieństwo, namalował królowi nos, jaki sam posiadał. Dlatego o pomoc poprosiłem historyków, profesora Wyrozumskiego i profesora Waltosia, przedstawiając im gipsowy model głowy króla. Ponadto starałem się dotrzeć dosłownie wszędzie, gdzie tylko się dało, aby znaleźć się jak najbliżej prawdy dotyczącej wyglądu króla Kazimierza. No bo skoro Łokietek był niewysoki, to jakiego wzrostu był jego syn Kazimierz, jeśli wiadomo, że przydomek „Wielki” zyskał za zasługi, a nie dzięki wzrostowi? W 2011 roku zleciliśmy (z Piotrem Owcarzem) nawet badanie OBOP-owi. Na pytanie który pani/pana zdaniem polski władca/król jest uznany za najbardziej wybitnego, oczywiście większością głosów wygrał nie Jagiełło – zwycięzca spod Grunwaldu, nie Sobieski – zwycięzca spod Wiednia, ale właśnie Kazimierz III Wielki. Bo to on ustanowił prawodawstwo, był tak tolerancyjny, że przygarnął naród żydowski wygoniony z zachodniej Europy, pod jego panowaniem nastały lata bez wojen. Gdyby żył dzisiaj, byłby wybitnym politykiem. A wzrostu jego do dziś nie ustalono – może ponowne badanie z wykorzystaniem współczesnych metod dałoby wiarygodną odpowiedź. Przekazy wahają się między 168-185 cm. Jednak dla potrzeb kreacji artystycznej to nie jest najważniejsze.
Wielu artystów, którzy np. realizują się w projektach określanych jako land art celowo unika galerii twierdząc, że tam ich prace żyją jedynie podczas wernisażu. Dlatego wolą – używając modnego określenia – wchodzić w przestrzeń publiczną i tam nawiązywać dialog z odbiorcami. To zjawisko zostało przez historyka sztuki Piotra Piotrowskiego nazwane „agorafilią”. Czy idea tworzenia „dla ludzi, a nie dla galerii” jest Panu bliższa?
Nie chciałbym generalizować, bo to jest sprawa indywidualna, ale rzeźba w dużej formie istnieje głównie w przestrzeni otwartej. Od tysiącleci różne cywilizacje jako nośnika idei scalającej te społeczności używały głównie bryły. Nie zawsze to się dobrze kojarzy, bo pamiętamy czasy faszyzmu czy komunizmu, kiedy stawiano gigantyczne pomniki dyktatorom. Ale odpowiadając na pytanie wyznam, że w obecnym czasie podjąłem decyzję, że sprawdzam się w formule większych obiektów, co nie jest zamknięciem się na galerie, ale jakoś do tej pory nie było mi z nimi po drodze. Po prostu moja formuła działania plastycznego jest odpowiedzią na to, co rynek mi przynosi. Dlatego wykonuję też małe formy, od kilkucentymetrowych figurek do figur w dowolnej skali. Nie sprawia mi to trudności, a jest dobrym treningiem sprawności warsztatowej. Abstrakcja też jest dla mnie formą wyrazu, z wykonaniem której nie mam problemu. Skoro teraz mówimy o rzeźbach królów, to chcę podkreślić, że naturalizm jest niezniszczalnym, ponadczasowym fenomenem w sztuce. Podziwiam hiperrealistów, ich zdolność widzenia topografii ciała ludzkiego i łączenie jej z technologią. Wiem, że jestem w stanie takie prace wykonywać. To wymaga potężnej samodyscypliny, cierpliwości, dużej wiedzy technologicznej i oczywiście środków finansowych.
Istnieją opinie, że naszym kraju powstają głównie pomniki, pod którymi można składać rocznicowe bukiety, a mało jest innych form przestrzennych, które by nam pomogły zrozumieć czystą sztukę. W opozycji do tego trendu niektórzy artyści tworzą dzieła nazwane „antypomnikami”. Gdzieś pomiędzy tym plasują się obie głowy królów (Jagiełły i Kazimierza Wielkiego), które Pan wykonał.
Kwestia pomników „ku pamięci” wynika z dramatu naszego narodu. Jesteśmy między potężnymi mocarstwami i w naszym państwie społeczeństwo jest podzielone na zwolenników wschodu, zachodu oraz tych, którzy chcą myśleć w kategoriach polskiej racji stanu. Te trzy grupy stale się ze sobą ścierają, bardziej lub mniej emocjonalnie, w zależności od okoliczności. To jest nasza lokalna tragedia, ale takiego „Kargula z Pawlakiem” można spotkać w każdym zakątku naszego globu.
Moja formuła plastyki nie stawia sobie za cel zadowolenie wszystkich, bo to by było absurdalne. Zdaję sobie sprawę, że te głowy wywołują u niektórych krytykę, a nawet cierpienie. Nie lokuję tego co robię w jakimś obszarze publicznym, żeby kogoś karać, ale dać radość tym, którym się to podoba. Najchętniej te moje wielkoformatowe obiekty widziałbym w historycznym parku rozrywki.Być może taki park kiedyś gdzieś powstanie, jeśli się pojawi włodarz terenu i inwestor. A jeśli nie, to trudno. Nie każdy rzeźbiarz musi mieć spełnienie w postaci realizacji jego planów.
Nie stawiam się też w jednym szeregu z wybitnymi artystami. Mam ogromny szacunek do Władysława Hasiora, z którym się przyjaźniłem, do Mariana Koniecznego, u którego robiłem dyplom na ASP, ale ocenę moich prac zostawiam historykom, o ile cokolwiek przetrwa z tego, co robię.
Wprawdzie wielu artystów marzy, aby ich prace zyskały opinię kontrowersyjnych, a tak jest w przypadku tych rzeźb głów królów, ale czy nie byłoby Panu wygodniej wpisać się w standardowe oczekiwania, zamiast tworzyć wielkoformatowe dzieła, które okazują się niekomercyjne?
Faktycznie – głowy królów to jest całkowicie moja inwestycja. Nikt mi do nich nie dołożył ani złotówki, za to ja ciągle do nich dokładam. Podstawowym kryterium, którym się kieruję jest wierność sobie. Czasem robię formułę naturalistyczną, jak w przypadku figur Klossa i Brunera. Sprawnie radzę sobie jako rzeźbiarz w wielu materiałach: kamieniu, drewnie, żywicy i silikonie. Zajmuję się też rysunkiem i wykonywaniem lalek m.in. do Wrocławskiego Teatru Lalek. Tak więc moja plastyka nie jest jednorodna, a głowy wielkoformatowe to tylko jedna z form twórczości.
Zapewne wiele osób pamięta, że popiersie króla Kazimierza latem 2013 roku stało pod Wawelem.
To była czasowa ekspozycja na okres wakacyjny. Wiem, że rzeźba wywoływała dużo pozytywnych reakcji. Wycieczki z autokarów zatrzymujących się na parkingu pod Wawelem szły prosto pod głowę. Ktoś powiedział, „od dzisiaj spotykamy się nie pod Adasiem, ale pod Kazimierzem”. Ludzie wyciągali banknoty i porównywali, który to jest król. Pytali, czy będą następne głowy. A po usunięciu rzeźby, w miejscu, gdzie ona stała pojawił się napis: Uuups…nie ma głowy, gdzie my się teraz będziemy spotykać?
Po zakończeniu podwawelskiej ekspozycji rzeźba głowy króla Kazimierza Wielkiego nie wróciła do Pańskiej pracowni.
Dostałem kilka ciekawych propozycji. Między innymi zadzwonili do mnie z miasteczka pod Łodzią, gdzie zrekonstruowano zamek króla Kazimierza Wielkiego z propozycją, aby ta głowa tam pojechała. Miast i miasteczek, które zawdzięczają swoje istnienie Kazimierzowi jest wiele i stamtąd też dostaję podobne propozycje.
I zapewne dlatego ta rzeźba znalazła się w Tuchowie, mieście, które również zawdzięcza Kazimierzowi Wielkiemu to, że 675 lat temu nadał mu prawa miejskie.
Z Tuchowem łączą mnie miłe wspomnienia z okresu, kiedy w 2006 roku wykonywałem figurę Matki Bożej, znajdującą się pod klasztorem, przy skrzyżowaniu ulicy Tarnowskiej z Wysoką. W kwietniu bieżącego roku byłem na partnerskiej wymianie w Saint-Jean de Braye, z którym Tuchów jest związany. To jest małe merostwo pod Orleanem, a Orlean jest partnerskim miastem Krakowa. Tak więc to wszystko się łączy, zatem oczywiste było dla mnie przybycie do Tuchowa z moją rzeźbą na uroczystość związaną z rocznicą nadania praw miejskich.
Tuchowska ekspozycja głowy króla też jest czasowa, ale bardzo ciekawy los spotka rzeźbę po opuszczeniu naszego miasta.
Przed dwoma laty w Orleanie, na organizowanym co dwa lata Festiwalu Kultury Rzecznej, który jest wielkim wydarzeniem, przyciągającym setki tysięcy turystów, polscy flisacy, przypływając atrapą młyna wodnego wygrali nagrodę publiczności. Dzięki temu w tym roku rzeka Wisła jest gościem honorowym, a polscy flisacy będą mogli szeroko zaprezentować naszą kulturę. Członkowie Królewskiego Flisu na Wiśle zwrócili się do mnie z propozycją, aby głowa króla Kazimierza (który nadał cech flisacki) została ustawiona na galarze i z Polski rzekami i kanałami przepłynęła 3,5 tys. kilometrów do Orleanu. Po próbach, jak się taki galar z wielką rzeźbą zachowuje na wodzie zrezygnowano z tego śmiałego pomysłu. Ostatecznie głowa pojedzie tirem do Francji. Kilkadziesiąt kilometrów przed Orleanem zostanie umieszczona na jednostce pływającej i Loarą popłynie, aby w dniach 23-27 września zaprezentować się w tym mieście, wśród setek innych jednostek z wielu krajów. Z samej Polski będzie ich osiem, m.in. z Warszawy i Wrocławia – cztery już od jakiegoś czasu płyną. Jako że obecnie flis służy do przewożenia kultury, na naszym krakowskim galarze zaprezentuje się w Orleanie nie tylko głowę, ale też rzeźby, obrazy, piec do wypalania metalu. Można to będzie śledzić na portalu „Kraków otwarty na świat”.
Z Tomaszem Pałką rozmawiała Elżbieta Moździerz.
Tuchów 21 sierpnia 2015roku.
Mieszka i tworzy w Krakowie.
Absolwent Zespołu Szkół Plastycznych im A. Kenara w Zakopanem.
Ukończył ASP w Krakowie – studia na wydziale grafiki i rzeźby.
Wiceprezes ZPAP.
Liczne prace rzeźbiarskie dla środowisk kościelnych.
Jego rzeźby znajdują się w wielu krajach.